Swoje zamiary Rada Ministrów przedstawiła w uzasadnieniu do projektu ustawy budżetowej na 2021 r. Stwierdzono tam, że w przyszłym roku do państwowej kasy ma wpłynąć około 1,5 mld zł z podatku od sprzedaży detalicznej.
CZTEROLETNIA NOWINKA
– Nie zamierzamy wprowadzać nowych podatków, o których wcześniej nie mówiliśmy – powiedział w piątek wiceminister finansów Piotr Patkowski, komentując plany budżetowe na przyszły rok. I rzeczywiście, choć o podatku od handlu było ostatnio cicho, to stosowną ustawę uchwalono już cztery lata temu. Jednak jej przepisy kilkakrotnie odsuwano w czasie ze względu na zastrzeżenia Komisji Europejskiej.
Spór o nowa daninę na linii Warszawa–Bruksela trwa już od kilku lat. W najbliższy wtorek, 1 września, ma się odbyć rozprawa przez Trybunałem Sprawiedliwości UE w tej sprawie (sygn. C-562/19), ale na wyrok prawdopodobnie przyjdzie poczekać jeszcze kilka miesięcy.
Według Komisji sklepy o obrotach powyżej 17 mln zł miesięcznie są dyskryminowane, bo te z mniejszymi obrotami podatku płacić nie muszą. Wyrok Trybunału będzie ostatecznym rozstrzygnięciem sprawy. Wcześniej polski rząd wygrał ten spór przed luksemburskim sądem UE, ale Komisja odwołała się od wyroku do TSUE.
Mimo niezakończonego sporu rząd najwyraźniej nie zamierza zmieniać obecnej wersji ustawy. Przewiduje ona w art. 11a, że opodatkowane będą przychody osiągnięte od 1 stycznia 2021 r. Stawka podatku wynosi 0,8 proc. od nadwyżki ponad 17 mln zł. Dla sklepów o obrotach ponad 170 mln zł miesięcznie podatek jest wyższy i wynosi 1,4 proc.
BĘDĄ KOMBINACJE
Jakie będą skutki wprowadzenia nowej daniny? Zdaniem Andrzeja Marii Falińskiego, prezesa Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego, najłatwiej poradzą sobie z nią wielkie sieci, a trudniej będzie tym, którzy tylko niewiele przekroczą miesięczny pułap 17 mln zł obrotu.
– Może dojść do przeorganizowania struktury cen detalicznych – sugeruje ekspert. Zdaniem Falińskiego sieci objęte tym podatkiem będą starały się także oszczędzać na różne sposoby, np. poprzez szersze promowanie tzw. marek własnych, za które płacą dostawcom mniej niż tym, którzy mają prawa do innych renomowanych marek na niektóre towary.
– Może też dojść do przeorganizowania polityki podatkowej tych firm – sugeruje Faliński. Zresztą podobnie przewiduje rząd. W uzasadnieniu ustawy budżetowej wskazał bowiem – choć nie sugerując żadnych konkretnych optymalizacji – że wprowadzenie podatku od sprzedaży detalicznej może się odbić na wpływach z CIT od tych firm.
Nowy podatek ma swoich zwolenników. Za daninę wyrównującą szanse małych i dużych graczy na rynku uważa go Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu, zrzeszającej głównie mniejsze sklepy.
– Pułap zwolnienia z tego podatku odpowiada pułapowi obrotów z unijnej definicji małych i średnich przedsiębiorstw, a te w całej Unii zazwyczaj podlegają ochronie – zauważa Ptaszyński. Nie sądzi on, by nowy podatek wpłynął na ceny towarów w sieciach, które będą mu podlegały. – Konkurencja cen na rynku jest tak silna, że na znaczące podwyżki nikt nie może sobie pozwolić. Ci, którzy zapłacą ten podatek, będą musieli zatem przemodelować swoją finanse inaczej niż poprzez podwyżki cen – przewiduje Ptaszyński.
GIGANCI PŁACĄ CIT
Przypomnijmy, że podatek od supermarketów był sztandarowym hasłem wyborczym PiS sprzed pięciu lat jako recepta na zagraniczne sieci rzekomo unikające płacenia podatków dochodowych. Potem ten zarzut okazał się nie do końca prawdziwy.
Według danych Ministerstwa Finansów dotyczących największych płatników CIT duże sieci handlowe na ogół wykazują dochód do opodatkowania i płacą ten podatek. Przykładowo, spółka Jeronimo Martins Polska, właściciel sieci Biedronka, wykazała w 2018 r. 2,7 mld zł dochodu i 511 mln zł podatku należnego. Carrefour Polska – odpowiednio 88,6 mln zł i 16,8 mln zł.
OPINIA DLA „RZECZPOSPOLITEJ”
Stanisław Gordziałkowski, adwokat w kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak
Jeśli nawet TSUE uzna ten podatek za legalny, to może odbić się na cenach towarów dla konsumentów. Jest on bowiem kalkulowany od przychodów, a zatem stanowi ekonomiczny koszt dla podatnika, który musi zostać uwzględniony w cenie sprzedawanych towarów. Podatku będzie jednak pewnie trudno uniknąć dużym firmom. Rząd może zatem zakładać, że zapłacą oni łącznie ok. 1,5 mld zł z tego tytułu, ale trzeba też wziąć pod uwagę możliwość mniejszych wpływów z ich podatku dochodowego. Większość płaci spore kwoty CIT, a dodatkowe obciążenie i aktualna sytuacja ekonomiczna w kraju może obniżyć przychody. Ponadto nie można wykluczyć, że niektóre sieci handlowe zostaną zmuszone do poszukiwania różnych sposobów oszczędności w celu pozyskania środków na podatek od sprzedaży detalicznej. Rząd może zatem zyskać 1,5 mld zł z jednego podatku, ale stracić jednocześnie na innym.