Potrzebujemy zmian w procedurze cywilnej, które umożliwią usprawnienie i przyspieszenie postępowań w sądach. Przygotowane przez rząd zmiany idą w tym kierunku, ale nie ma pewności, czy przyniosą pożądany efekt. Np. proponowana odrębna procedura gospodarcza już kiedyś była, a procesy nie przebiegały sprawniej – mówi Dariusz Skuza, radca prawny, partner w kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak.
Krzysztof Sobczak: Rząd zdecydował o skierowaniu do Sejmu projektu szerokiej reformy procedury cywilnej. Takie zmiany są potrzebne?
Dariusz Skuza, kancelaria Sołtysiński Kawecki & Szlęzak: Tak, są potrzebne i to bardzo. Dlatego, że to, co teraz dzieje się w sądach, jest trudne do zaakceptowania. Czas oczekiwania na rozstrzygnięcia sporów zamiast się skracać wciąż się wydłuża. To wynika z ogromnej ilości spraw wpływających do sądów, ale także z pewnej nieefektywności ich działania. A więc każde uproszczenie procedury jest tu bardzo potrzebne.
No to jest długo zapowiadany przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt. I to ten kierunek zmian?
Tego typu zmian, o których teraz jest mowa, było bardzo dużo, i one wszystkie miały zmierzać właśnie w tym kierunku, czyli do uproszczenia procedury, ale to nie udawało się. Uzasadnione jest więc pytanie, gdzie jest błąd, dlaczego to nie działało. No i jest pytanie, czy teraz projektowana zmiana będzie tą, która rzeczywiście zreformuje postępowanie cywilne. Okaże się, czy po jej wprowadzeniu procesy będą toczyć się szybciej. To będzie zależało od tego, jak te przepisy będą ostatecznie brzmiały, ale w każdym razie powinniśmy zmierzać do eliminowania czynności procesowych, które są zbędne. Idea, by tylko jedna rozprawa wystarczyła do rozstrzygnięcia sporu, zasługuje jak najbardziej na poparcie, ale czy da się do tego doprowadzić? Jeżeli jest obszerny materiał dowodowy, który na przykład składa się z zeznań wielu świadków, to nie wyobrażam sobie, żeby w obecnym systemie można było przeprowadzić rozprawę w „amerykańskim stylu”, gdzie ona trwa przez cały czas, od rozpoczęcia do wydania wyroku, czasem przez kilka dni. Jeżeli nie zostaną usunięte takie wady postępowania, które pozwalają na przykład na odroczenie rozprawy z powodu choroby pełnomocnika strony, to ten system nie zadziała. Ten system musi być spójny, a jego elementem muszą być gwarancje, że ta postulowana jedna rozprawa się odbędzie, że będzie czas na przeprowadzenie wymaganych czynności, że będzie potrzebna aparatura, że będzie odpowiednia obsługa, że ludzie będą mieli na to czas. Bo przecież prawnicy też mają różne terminy, a więc jeśli rozprawa trwa kilka dni, to wszyscy jej uczestnicy muszą sobie z tym poradzić czasowo.
Sposobem na to ma być planowanie procesów.
Być może, ale to już w pewnym zakresie było w procedurze cywilnej. Można było z sądem uzgadniać działania, można też było organizować takie wstępne spotkania sądu z pełnomocnikami, bez udziału stron, dla pewnego zaplanowania działań.
I to nie działa?
W zasadzie nie, obecnie pomiędzy sądem a pełnomocnikami jest pewna bariera, która w praktyce nie pozwala na takie działania. A taka współpraca powinna być, żeby ułatwić życie zarówno pełnomocnikom jak i sądowi.
W rządowym projekcie jest zapowiedź wprowadzenia takiej instytucji. Nierealna?
Być może realna. Ale jeśli już to było, to jest pytanie, jakie mechanizmy zostaną wprowadzone, żeby to działało.
To nie działało, bo sędziowie tego nie chcieli, czy były jakieś bariery proceduralne?
Barier prawnych żadnych nie było, trzeba było tylko chcieć to robić. Oczywiście zdarzały się takie posiedzenia organizacyjne, ale rzadko. Ale trzeba mieć też świadomość tego, że to nie jest łatwe, bo taki plan działania musi mieć w głowie zarówno sędzia jak i pełnomocnicy stron. Jeśli ten przepis wcześniej nie zadziałał, to dlaczego teraz ma zadziałać? Czy to ma być przymus, czy jakieś inne formy oddziaływania? W każdym razie to jest dobry pomysł, bo przecież my pełnomocnicy nie jesteśmy przeciwnikami sądu, chociaż czasem jesteśmy tak traktowani. A przejawem tego są te wszystkie formalizmy dotyczące pełnomocnictw, ustalanie, czy jesteśmy właściwie umocowani, czy osoby, które to podpisały, są umocowane. To wszystko można uzgodnić na etapie dużo wcześniejszym, a nie na rozprawie. Takie właśnie sprawy można załatwić na tym posiedzeniu organizacyjnym, które ma poprzedzać rozprawę. Stosowanie takiego rozwiązania na pewno by skracało znacznie czas postępowania.
Projekt przewiduje też pewne wyodrębnienie procedury gospodarczej? To dobry pomysł?
Nie jestem do tego przekonany. To już było kiedyś i według mnie nie sprawdziło się. Jakoś to działało, ale też trochę kulało. Szczególnie dlatego, że te prekluzje, które przewidywała ta procedura, były bardzo uciążliwe. Ja nie jestem zwolennikiem wprowadzania dodatkowej procedury, bo to byłaby dodatkowa procedura. Ale też dodatkowe utrudnienie, bo trzeba będzie się odnajdywać w jednej i drugiej procedurze. Wydaje mi się, że procedura powinna być jedna, bez względu na to, czy mamy do czynienia z podmiotami gospodarczymi czy z osobami fizycznymi. Jeżeli ma coś działać szybciej, to dlaczego osoby fizyczne mają czekać, a szybsze rozpoznawanie spraw gospodarczych będzie możliwe. Według mnie taki podział nie jest potrzebny i nie ma uzasadnienia. On już był i zrezygnowano z niego, w obecnym systemie tego podziału nie ma, co najwyżej jest tylko w szczątkowej formie. I przecież jakoś sobie z tym dajemy radę. Wprowadzenie kiedyś procedury gospodarczej wcale nie przyspieszyło prowadzenia spraw gospodarczych. To był mit. Wydaje mi się, że te zmiany powinny pójść całkowicie systemowo, we wszystkich sprawach, łącznie ze sprawami cywilnymi i gospodarczymi.
Gdy słyszy się, że coś ma być upraszczane i przyspieszane, to jawią się też wątpliwości, czy to nie doprowadzi do jakichś strat. Będzie szybciej, ale może gorzej? Jeśli będą ograniczenia w składaniu wniosków, to może uczestnikowi postępowania utrudni to przekonanie sądu do jego racji?
Oczywiście jest takie ryzyko, ale jest pytanie o priorytety. Celem tych zmian jest przyspieszenie postępowań, ale przyspieszenie nie za wszelką cenę. Jednak potrzebne jest doprowadzenie do stanu w miarę normalnego w tej dziedzinie. To jest konieczne, jeżeli obecnie w dużych ośrodkach miejskich po to, żeby przeprowadzić postępowanie w niezbyt skomplikowanej sprawie, trzeba zakładać średnio dwa lata. Nie przewidując żadnych problemów w trakcie postępowania, bo jeśli się pojawią, to będzie jeszcze dłużej. To jest zdecydowanie za długo. A jeszcze przejście przez sąd okręgowy, jeśli jest odwołanie, albo jeszcze apelacja do sądu apelacyjnego, to jeszcze co najmniej rok.
Zmierza pan do tego, że skrócenie postępowań jest priorytetem, nawet kosztem strat w innych sferach?
Wydaje mi się, że w tym zakresie doszliśmy już do takiego etapu, że za wszelką cenę należy coś z tym zrobić. Nie można już ze spokojem patrzeć na tę długość postępowań. Wydaje mi się, że wyeliminowanie niektórych rzeczy z kodeksu postępowania cywilnego, nawet pewnych gwarancji, szczególnie takich mało znaczących, w sumie przyczyni się do usprawnienia postępowań.