Doręczenie pracownikowi dokumentu jednostronnie rozwiązującego umowę o pracę (wypowiedzenia albo oświadczenia o rozwiązaniu umowy o pracę bez wypowiedzenia) często nie należy do zadań łatwych.
Kluczowe jest tutaj z jednej strony dążenie do minimalizacji dyskomfortu pracownika (dla którego jest to z reguły przeżycie bardzo nieprzyjemne), a z drugiej – zapewnienie maksymalnej skuteczności doręczenia (pracownicy miewają skłonność do jego unikania lub utrudniania).
Uczestniczyłem osobiście albo doradzałem przy setkach takich doręczeń i mam kilka praktycznych spostrzeżeń na ten temat.
W przypadku, kiedy rozwiązujemy umowę o pracę osoby obecnej w miejscu pracy, doręczenie nie wiąże się z reguły z istotnymi wyzwaniami. W takiej sytuacji ważne jest, by na początku spotkania wyciągnąć do pracownika rękę z dokumentem. Jeżeli zostanie on przyjęty, doręczenie jest skuteczne. Jeżeli nie – także się udało, bowiem wystarczające jest doprowadzenie do sytuacji, w której pracownik mógł się zapoznać z oświadczeniem pracodawcy. Jeżeli pracownik pokwituje odbiór dokumentu, sprawa jest załatwiona. Jeżeli nie – świadek lub świadkowie powinni uczynić odpowiednią adnotację o odmowie przyjęcia lub odmowie pokwitowania, ze wskazaniem czasu miejsca i godziny.
Niedopuszczalne jest zapobieganie ucieczce pracownika poprzez zamykanie na klucz drzwi do pomieszczenia, w którym odbywa się spotkanie albo blokowanie wyjścia w inny sposób. I bez takich działań pracownicy zachowują się czasami nieracjonalnie, zagrażając bezpieczeństwu swojemu i osób postronnych. Znam przypadki pracowników wyskakujących przez okno lub taranujących samochodem szlaban przy bramie wjazdowej – wszystko w celu ucieczki przed doręczeniem wypowiedzenia.
Dużo bardziej problematyczne jest rozwiązanie umowy o pracę (bez wypowiedzenia) z osobą nieobecną. Często tacy pracownicy spodziewają się doręczenia kłopotliwej przesyłki i są na nie przygotowani.
Odradzam korzystanie z poczty, bowiem w takim przypadku tracimy kontrolę nad tym, kiedy dojdzie do doręczenia (proces awizowania), co może mieć fatalne następstwa (przypominam np. o miesięcznym terminie do dyscyplinarnego rozwiązania umowy o pracę). Poza tym znane są przypadki współpracy adresata z zaprzyjaźnionym listonoszem. Z kolei korzystanie z usług firm kurierskich rodzi inne trudności – kurierzy z reguły nie są odpowiednio przeszkoleni do dokonywania i dokumentowania „niechcianych” doręczeń, co może doprowadzić do sytuacji najgorszej – niepewności, czy do doręczania doszło.
Najsensowniejszym rozwiązaniem jest skorzystanie z fachowego posłańca – dobre kancelarie prawne świadczą takie usługi, ale może być to też odpowiednio pouczony pracownik spółki. Posłaniec może odwiedzić pracownika w domu (co niekiedy poprzedzone jest obserwacją), a w razie trudności – zaczaić się w innym miejscu. Zdarzało się już nam doręczać dyscyplinarki w czasie zakupów w centrum handlowym albo na spacerze w parku.
Chciałbym, żeby do takich sytuacji nie musiało dochodzić, ale pracownicy unikający w pomysłowy sposób doręczeń nie mają monopolu na spryt.