ROZMOWA prof. Stanisławem Sołtysińskim współtwórcą kodeksu spółek handlowych

MARCIN PIETRASZEWSKI: Ryszard Krauze jest podejrzany o działanie na szkodę własnej spółki. Czy prokuratura powinna ścigać za to biznesmenów?

STANISŁAW SOŁTYSIŃSKI: Nie znam faktów tej sprawy, ale nie jestem zwolennikiem oceniania przez prokuraturę, czy ktoś działa, czy też nie na szkodę spółki. To strasznie trudne, a czasami wręcz niemożliwe do udowodnienia. Jeśli prezes nie włożył do własnej kieszeni firmowych pieniędzy, to szkoda czasu i pieniędzy podatników na ściganie takich przestępstw. Uważam, że prokuratura, chcąc chronić interesy akcjonariuszy prywatnych spółek, powinna zająć się tropieniem dokonywanych w nich oszustw czy też kradzieży, bo to przynosi więcej szkody. Ściganie prezesów za podejmowanie decyzji biznesowych rodzi wątpliwości, bo przecież oni też mają prawo do błędu. Awytaczanie spraw karnych zniechęca z kolei do podejmowania ryzyka.
Czy to oznacza, że prezes nie powinien ponosić żadnej odpowiedzialności za podejmowane przez siebie decyzje?
– Od oceniania pracy zarządów spółek są rady nadzorcze oraz akcjonariusze. Najlepszą drogą do rozwiązywania sporów na temat inwestycji są postępowania cywilne. Angażowanie do tego prokuratury nie ma większego sensu. Jest długotrwałe, kosztowne i z reguły kończy się jej porażką. Bo umorzy sprawę jeszcze na etapie śledztwa albo poniesie klęskę przed sądem. Sztandarowym tego przykładem jest historia członków zarządu Stoczni Szczecińskiej, którzy także byli oskarżeni odziałanie na jej szkodę. Po wieloletnim procesie zostali jednak uniewinnieni, a Sąd Najwyższy odrzucił kasację prokuratury (biznesmeni domagają się teraz od prokuratury wielomilionowych odszkodowań) . Czy to oznacza, że najwyższy czas zmienić kodeks karny i znieść przepisy dotyczące niegospodarności?
– Nie jestem karnistą, ale docierają do mnie opinie specjalistów z tej dziedziny, którzy potwierdzają, że te przepisy zbyt często są źle wykorzystywane lub interpretowane przez prokuraturę.