Właściciele banków BPH i mBank grożą, że pójdą do sądu po odszkodowania za ustawę o przewalutowaniu kredytów frankowych.
„(…) jeżeli Ustawa zostanie przyjęta i podpisana, będzie ona naruszać prawa Grupy GE jako inwestorów zagranicznych (…) Grupa GE zamierza dochodzić pełnej rekompensaty za wszelkie szkody (…)” – podpisano: prezes Keith S. Sherin.
To fragment listu prezesa grupy GE (ma ponad 87 proc. akcji polskiego Banku BPH), który kilka dni temu trafił na biurko m.in. prezydenta Andrzeja Dudy, premier Ewy Kopacz, marszałka Senatu, ministra gospodarki i przewodniczącego komisji budżetu i finansów publicznych Sejmu.
BPH to jeden z banków, które może uderzyć po kieszeni przyjęcie ustawy pozwalającej na preferencyjnych warunkach przewalutować kredyt we frankach na złotowy.
Kontrowersyjną ustawę na początku sierpnia przyjął Sejm. Zgodnie z nią bank umorzy aż 90 proc. (we wcześniejszej wersji ustawy mowa była o 50 proc.) różnicy między wartością kredytu we frankach a podobnym kredytem, który klient w przeszłości mógł zaciągnąć w złotych. Jutro ustawą ma się zająć senacka komisja budżetu i finansów publicznych, a na początku września poddana będzie pod głosowanie w Senacie.
Przed finansowymi konsekwencjami tej ustawy ostrzegały już m.in. Komisja Nadzoru Finansowego, Narodowy Bank Polski czy Komitet Stabilności Finansowej. Instytucje te szacują, że przymusowe przewalutowanie kosztowałoby banki blisko 20 mld zł. Mowa o dziesięciu z nich, tych, które udzielały kredytów we frankach. Zatem w przypadku każdego z nich gra toczy się co najmniej o setki milionów złotych, a w przypadku najbardziej „umoczonych” – nawet miliardy złotych.
Na tej operacji stracą nie tylko banki, bo zarobią mniej (cały sektor bankowy zarabia na czysto ponad 15 mld zł rocznie), ale jest ryzyko, że ucierpi także cała gospodarka. Mając mniej pieniędzy, mogą udzielać mniej kredytów, co może oznaczać mniej inwestycji, a ponadto niższe wpływy do budżetu z podatków od bankowych zysków czy dywidend. Do tego dochodzi niebezpieczeństwo przegranych procesów i odszkodowań, bo jak widać, międzynarodowi właściciele polskich banków zamierzają ostro walczyć o interesy swoich spółek w Polsce.
Zdaniem prawników GE ustawa o frankowiczach narusza m.in. zasadę niedziałania wstecz (bo dotyczy umów już podpisanych), zasadę swobody zawierania umów przez banki (bo nakazuje im przymusowe przewalutowanie kredytów) oraz obciąża finansowo banki, choć udzielanie kredytów walutowych było legalne. Nie tylko Amerykanie z grupy GE grożą procesami i odszkodowaniami.
Ile banków pójdzie do sądu?
Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine” pisze, że także m.in. niemiecki Commerzbank (właściciel mBanku) i austriacki Raiffeisen (RBI) wkroczą na drogę postępowania rozjemczego. Ten pierwszy też już wysłał ostrzeżenie do polskich władz. Prezes Commerzbanku Martin Blessing pisze w liście, że wprowadzenie ustawy w życie będzie równoznaczne z naruszeniem umów zawartych między Polską a Republiką Federalną Niemiec w sprawie popierania i ochrony inwestycji. „Instytucje finansowe łączą siły, żeby odwieść polityków od kontrowersyjnego pomysłu. Rozesłano już pisma do rządu i parlamentarzystów. Jeśli władze się nie wycofają, a projekt ustawy wejdzie w życie, następnym krokiem będzie uciążliwy międzynarodowy arbitraż. Banki uważają bowiem, że ustawa godzi nie tylko w konstytucję, ale także w umowę o wzajemnej ochronie inwestycji (BIT)” – pisze „Frankfurter Allgemeine”.
Gazeta powołuje się na wypowiedź anonimowego „wysokiego rangą polskiego bankowca”. – Politycy nie rozumieją konsekwencji. Zagraniczne banki wkroczą na drogę postępowania rozjemczego. Po dwóch latach Polska będzie pokrywać szkody z własnej kieszeni – mówi bankowiec i dodaje, że ma nadzieję, iż „decyzja zostanie jednak podjęta dopiero po wyborach”.
Cytowany przez niemiecki dziennik szef RBI Karl Sevelda powiedział, że banki stały się piłką w grze o wyborców. Austriacy uważają, że naruszono nie tylko BIT. Przymusowe przewalutowanie równa się także umorzeniu części długu, a to – według niego – jest niezgodne z prawem Unii Europejskiej i z polską konstytucją.
Taktyka negocjacyjna?
– Ich powodzenie w dużym stopniu zależy od tego, z jakiego traktatu wnoszone są roszczenia – mówi dr Marcin Olechowski, partner specjalizujący się w arbitrażu międzynarodowym i prawie bankowym w kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak. Wpływ może mieć też skład arbitrów. – Są arbitrzy, którzy zajmują stanowisko probiznesowe, będą więc zaciekle bronić interesu właścicieli. Są też tacy, którzy do tego typu sporów podchodzą prospołecznie, a więc biorą pod uwagę prawo państwa do regulowania swojego rynku. Trudno dzisiaj powiedzieć, na ile dochodzenie w sprawach ustawy frankowej może być skuteczne. Nie jest jednak pozbawione szans – mówi Olechowski.
– W potencjalnym sporze z właścicielami banków Polsce nie pomagają opinie publicznych instytucji, które oceniają ustawę jako szkodliwą czy niesprawiedliwą – mówi „Wyborczej” ekspert zajmujący się międzynarodowym arbitrażem, który prosił o anonimowość. Jego zdaniem takie wypowiedzi mogą być argumentem wykorzystanym przeciwko Polsce w postępowaniu arbitrażowym.
Przypomina przykład sprzed kilku lat, kiedy skarb państwa przegrał z holenderskim Eureko spór w sprawie prywatyzacji i kontroli nad PZU. – Publiczne wypowiedzi polskich polityków broniących wówczas zagranicznego inwestora w pewnym stopniu przyczyniły się do przegranej – mówi nasz informator.
Być może listy z zagranicy to presja, żeby sprawę frankowiczów rozwiązać bardziej kompromisowo. Na końcu listu amerykańskiego prezesa czytamy: „Grupa GE jest gotowa do prowadzenia negocjacji w celu rozstrzygnięcia sporu (…)”.