Na oszczędnych czekają bonusy. Rynek mocy szansą na zarobek dla firm

Nie tylko dodatkowe opłaty

Przedsiębiorcy nie będą już zmuszani do zmniejszenia zużycia energii w okresie zagrożenia blackoutem. Jednak ci, którzy dobrowolnie zadeklarują ograniczenie mocy, będą mogli liczyć na stały dopływ gotówki. Warunkiem będzie jednak wygranie aukcji

Tę gorzką lekcję sprzed kilku lat pamięta wielu przedsiębiorców: 10 sierpnia 2015 r. wprowadzono na terytorium Polski ograniczenia w dostarczaniu i poborze energii elektrycznej dla odbiorców o mocy umownej powyżej 300 kW. Rok później Urząd Regulacji Energetyki zaczął wszczynać postępowania wobec tych, którzy nie dostosowali się do ograniczeń. Eksperci szacowali, że mogło to dotyczyć setek, a nawet około tysiąca firm. Kary mogły sięgać nawet 15 proc. przychodu przedsiębiorcy z roku poprzedzającego rok wydania decyzji. Opisywana sytuacja zaskoczyła wiele firm: i tych, którzy się w porę nie zorientowali, jak i tych, którzy zredukowali na żądanie pobór mocy, zmniejszając tym samym produkcję. Pomimo że od lat istniały stosowne przepisy na tego typu okoliczność – mało kto zdawał sobie z tego sprawę, że krajowa sieć energetyczna może mieć problemy z dostarczeniem odpowiedniej ilości mocy. Tymczasem zużycie energii przez Polaków stale rośnie i zwłaszcza w okresach letnich notuje kolejne rekordy. Ministerstwo Energii przewidywało, że w kolejnych latach zagrożenie znaczącego niedoboru mocy wytwórczych będzie coraz większe, co wynika z jednej strony z przewidywanego wzrostu zapotrzebowania szczytowego na moc i energię elektryczną, a z drugiej ze znacznego zakresu planowanych wycofań jednostek wytwórczych z eksploatacji.

Remedium na tego typu zawirowania i zagrożenie blackoutem ma być ustawa z 8 grudnia 2017 r. o rynku mocy (Dz. U. z 2018 r. poz. 9), która weszła w życie 18 stycznia. Scenariusz aukcji mocy ma wyglądać w skrócie tak: operator systemu przesyłowego (OSP), którym są Polskie Sieci Elektroenergetyczne SA (PSE), ogłasza, ile mocy rezerwowej potrzeba w najbliższym roku. W odpowiedzi na to dostawcy energii deklarują PSE, za jaką cenę są w stanie ją dostarczyć. Wygrają ci, którzy zaproponują najniższe stawki. Po wygraniu mają obowiązek pozostać w ciągłej gotowości, by w razie zagrożenia zbilansować niedobór mocy w sieci. Za tę gotowość wypłaca się im ryczałtowe wynagrodzenie w wysokości ustalonej podczas aukcji.

Rynek mocy nie zakłada jednak wyłącznie zapewnienia mocy wytwórczych. Innym sposobem na zapewnienie stabilności systemu ma być zmniejszenie zapotrzebowania na energię w kluczowych momentach. Ustawodawca zakłada, że w sytuacji, gdy krajowe elektrownie i możliwości importowe nie będą w stanie pokryć zapotrzebowania odbiorców i zapewnić nadwyżki mocy wymaganej jako tzw. margines bezpieczeństwa – OSP będzie mógł sięgnąć po usługi redukcji zapotrzebowania. I tu pojawia się pole do manewru nie tylko dla dużych, ale również małych i średnich firm. Otóż odbiorcy energii mogą być wynagradzani za samą gotowość do takiego działania.

DSR – czyli redukcja na życzenie
Gotowość do częściowego lub całkowitego ograniczenia poboru energii przez odbiorcę określono jako usługę DSR (z ang. Demand Site Response). Ale uwaga! Można ją świadczyć tylko wtedy, gdy wygra się aukcję organizowaną przez PSE. Warunkiem uczestnictwa w niej jest zadeklarowanie minimalnej mocy osiągalnej redukcji zapotrzebowania, która wynosi 2 MW. Jeśli jednak firma samodzielnie nie jest w stanie tego poziomu zagwarantować, może dołączyć do jednego z tzw. agregatów DSR, czyli systemów łączących wielu odbiorców oferujących wspólnie redukcję zapotrzebowania na energii – łącznie jego uczestnicy muszą pobierać wspomniane minimum 2 MW (art. 16 ust.1 ustawy o rynku mocy).

Ograniczenia
Co ważne, agregaty DSR nie mogą jednak rosnąć w nieskończoność – ustawa wprowadziła górną granicę oferowanej redukcji zapotrzebowania – 50 MW dla jednego agregatora. – To ograniczenie rozczarowało nieco tych przedsiębiorców, którzy zainteresowani byli tworzeniem agregatów – mówi Jakub Dusza z biura prasowego Grupy Energa.

Trzeba też pamiętać, że w aukcjach przeprowadzanych przez PSE mogą brać udział jedynie jednostki certyfikowane (art. 15). Aby uzyskać certyfikację, właściciel jednostki fizycznej, jednostki fizycznej zagranicznej bądź podmiot przez niego upoważniony, musi złożyć do PSE wniosek o utworzenie jednostki rynku mocy i dopuszczenie jej do aukcji głównej lub do aukcji dodatkowych lub dopuszczenie do udziału w rynku wtórnym. Szczegółowe wymogi wobec wniosku o certyfikację zawiera art. 19 ust. 1 ustawy o rynku mocy.

Czy to dobry model
Wiele państw członkowskich, w tym Polska, doszło do wniosku, iż dużo łatwiej zadbać o bezpieczeństwo energetyczne kraju poprzez ograniczanie zużycia energii w krytycznych momentach niż budować nowe bloki energetyczne. Co więcej: taki system pozwoli też wyeliminować konieczność odgórnego narzucania obowiązku redukcji energii na przedsiębiorców, a więc ingerencji w ich procesy prowadzenia biznesu. – Sytuacja z sierpnia 2015 r. dała impuls dla rozwoju rynku DSR. Bo teraz przedsiębiorców zachęca się do działania i świadomego podejmowania decyzji o redukcjach, a nie nakazuje im się pod rygorem dotkliwych sankcji – ocenia radca prawny Kacper Skalski, ekspert prawa energetycznego w kancelarii Raczyński Skalski & Partners.

Na oszałamiający sukces ą raczej nie należy liczyć
 Eksperci są zdania, że znaczenie usług DSR z początku nie będzie zbyt duże – szacuje się, że na początku jednostki DSR podobnie jak w 2014 r. w Wielskiej Brytanii będą stanowiły mniej niż 0,5 proc. ogółu zakontraktowanych mocy. Zdaniem ekspertów w tegorocznych aukcjach w Polsce też nie należy się spodziewać oszałamiających wyników, zwłaszcza z powodu dużej konkurencji ze strony konwencjonalnych bloków energetycznych. Po kilku jednak latach w Wielkiej Brytanii wartość zamawianych mocy DSR wzrosła prawie do 3 procent. – W Polsce powinien wystąpić podobny trend – uważa Wojciech Kukuła, prawnik z Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.

Pierwsze koty za płoty
PSE, zanim jeszcze rozpoczęto prace nad ustawą, już od kilku lat sięgały po mechanizm DSR – po to, by zminimalizować ryzyko konieczności ogłaszania kolejnych stopni zasilania i powtórki sytuacji z 2015 r. Początkowo PSE kontraktowało deklaracje redukcji mocy. Rok temu, aby zachęcić firmy do udziału, operator zmodyfikował system kontraktowania. Postanowiono płacić nie tylko za redukcje faktyczne dokonane, ale również za gotowość. Wyznaczono dwa programy: gwarantowany i bieżący. W systemie gwarantowanym przewidziano udział tych odbiorców, którzy gwarantują wykonanie redukcji każdorazowo na polecenie OSP. W związku z tym poza wynagrodzeniem za samą redukcję otrzymają także wynagrodzenie za gotowość do wykonania redukcji. Drugi program jest kierowany do tych odbiorców, którzy mogą dokonać redukcji tylko w pewnych okresach, przy sprzyjających warunkach ich funkcjonowania. Ta grupa jest wynagradzana wyłącznie za faktyczne wykonanie redukcji.

Efekty? Pomimo dużego zaangażowania PSE i tego, że zamawiają one podobne usługi redukcji już od kilku lat – to w ocenie ekspertów jest to wciąż raczkujący rynek. Wyliczyli oni bowiem, że w 2016 r. zabiegi PSE pozwoliły na pozyskanie potencjału redukcji na poziomie 200 MW. Stanowiło to zaledwie ok. 0,8 proc. zapotrzebowania na moc w okresie szczytowym.

– W wyniku postępowania w 2017 r. pozyskano 9 wykonawców usługi DSR w programie gwarantowanym (o łącznej mocy redukcji 361 MW latem i 315 MW zimą) oraz pięciu wykonawców w programie bieżącym – wyliczył URE. – Biorąc pod uwagę wielkość polskiego systemu elektroenergetycznego oraz doświadczenia innych krajów – dostęp do redukcji na takim poziomie należy uznać za niesatysfakcjonujący – oceniają eksperci.

W innych krajach – dzięki odpowiednim regulacjom udało się osiągnąć lepsze efekty: na poziomie nawet około 7 proc. ramka Polski ustawodawca liczy, że podobne efekty uda się osiągnąć również w Polsce. – Techniczny potencjał redukcji popytu w Polsce wynosi 14 proc. obciążenia szczytowego w zimie – wyliczyli Edith Bayer i dr Jan Rączka, autorzy raportu „Jak rozwinąć potencjał DSR w Polsce i obniżyć koszty systemu energetycznego”.

Ile można zarobić
Jak tłumaczy nam Justyna Pawlińska, starszy specjalista ds. komunikacji społecznej w Urzędzie Regulacji Energetyki, wysokość wynagrodzenia, które będą wypłacane uczestnikom aukcji, ma zależeć od jej wyników. Ponadto nie zostały jeszcze opublikowane rozporządzenia ministra właściwego ds. energii, o których mowa w ustawie o rynku mocy, a które mogą zdeterminować decyzje zainteresowanych podmiotów (nie tylko dostawców usługi DSR, ale również dostawców mocy). W drodze rozporządzenia zostaną określone:

  • szczegółowe warunki i sposób wnoszenia zabezpieczenia finansowego,
  • parametry aukcji wstępnej, aukcji głównej oraz aukcji dodatkowych – szczegółowe warunki i sposób wykonania obowiązku mocowego, jego rozliczania i demonstrowania oraz szczegółowe warunki zawierania transakcji na rynku wtórnym.

Mecenas Wojciech Kukuła z Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi zwraca uwagę na fakt, że podczas jednej aukcji zderzą się oferty podmiotów świadczących usługę redukcji zapotrzebowania na energię z ofertami zwiększenia dostaw mocy od wytwórców energii. A to daje szansę, że jednostka DSR – zarówno pojedyncza, jak i składająca się z wielu mniejszych podmiotów – ma szansę uzyskiwać z rynku mocy zbliżone przychody, jak konwencjonalny blok energetyczny. – Tak więc można prognozować, że wynagrodzenie za redukcję mocy wyniesieniesie nawet powyżej 200 tys. zł rocznie za każdy zaoferowany megawat (jak jednak wspomniano wcześniej, należy zaoferować redukcję co najmniej 2 MW) – ocenia Wojciech Kukuła. Z kolei Stanisław Poręba, ekspert w dziale doradztwa biznesowego EY, uważa, że agregator utrzyma się na rynku tylko wtedy, gdy obsługiwane przez niego redukcje mocy dadzą łączny przychód rzędu 8–10 mln zł rocznie (przy niskich cenach mocy).

Monopol czy zdrowa konkurencja
Na rynku działają już pierwsze podmioty zainteresowane tworzeniem agregatów DSR. Są to firmy, które odpowiedziały na opisywane wcześniej działania PSE. Niewątpliwie mają dużą przewagę nad przedsiębiorstwami oraz agregatorami, które dopiero przyglądają się rynkowi. – Można się jednak spodziewać, że przewagę na rynku agregatorów zdobędą – szczególnie w pierwszym okresie funkcjonowania rynku mocy – podmioty, które już świadczyły usługi DSR w ramach rynku bilansującego, np. Enspirion należący do Grupy Energa – uważa Tomasz Młodawski, partner w kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak. Tłumaczy, że przewaga tych podmiotów wynika głównie z dobrej penetracji środowiska odbiorców gotowych świadczyć usługi DSR (kontakty z podmiotami o stosunkowo dużym i stabilnym profi -lu zużycia energii, posiadające odpowiednio przystosowane urządzenia pomiarowe, które dają możliwość stosunkowo pewnego świadczenia usług DSR).

Eksperci przekonują jednak, że nie jest za późno, by mniejsze podmioty wykroiły dla siebie kawałek tego nowego i – jak wiele wskazuje – lukratywnego tortu. Doktor Robert Zajdler z Instytutu Sobieskiego uważa, że małe agregatory jak najbardziej znajdą swoje miejsce na rynku mocy, choć może to jeszcze zająć trochę czasu. Czyli tak, jak to było w przypadku klastrów energii, gdzie również z powodzeniem rozwija się współpraca pomiędzy mniejszymi podmiotami. Wtóruje mu Stanisław Poręba z EY. Jego zdaniem w pierwszych latach na rynku będzie funkcjonować 5–8 agregatorów. Jednak wraz ze wzrostem zainteresowania przedsiębiorców rynkiem mocy oraz wzrostem znaczenia redukcji dla bezpieczeństwa energetycznego państwa podmiotów tych będzie przybywać.

– Nie widziałbym zagrożenia w postaci monopolizacji rynku usług DSR. Im więcej tego typu przedsięwzięć, tym tylko lepiej dla systemu energetycznego oraz konsumentów energii. Większa liczba jednostek DSR w aukcjach mocy zwiększa bowiem konkurencję, co w konsekwencji pozwala obniżyć koszty mechanizmu – mówi mec. Wojciech Kukuła.

Zdaniem Tomasza Młodawskiego ważne jest, że agregator może certyfikować, a następnie zaoferować w aukcji, „niepotwierdzone jednostki rynku mocy redukcji zapotrzebowania”, tj. nie musi wskazywać nazw konkretnych podmiotów skupionych w grupie biorących udział w deklarowanej redukcji. W takim przypadku dane te mogą zostać przedstawione dopiero bezpośrednio przed testem zdolności redukcji zapotrzebowania – najpóźniej na miesiąc przed rozpoczęciem okresu dostaw (pierwszy okres dostaw przypada w roku 2021). Agregator ponosi wówczas wprawdzie pewne ryzyko, ale z drugiej strony zyskuje czas na odpowiednie pozyskanie i skonfigurowanie zaoferowanej redukcji zapotrzebowania. – Niemniej możliwość oferowania niepotwierdzonych jednostek daje możliwość rozwoju kolejnych agregatorów i pozyskiwania nowych odbiorców zdolnych do świadczenia usługi DSR w horyzoncie sięgającym 4 lat – podkreśla ekspert.

Niemniej wyzwaniem dla mniejszych agregatorów mogą być wciąż wysokie bariery wejścia na rynek mocy. Problem może stanowić wdrożenie technicznych warunków do kontroli zużycia energii elektrycznej w zrzeszonych w agregatorze uczestników.

– To żaden problem skoordynować ograniczenie zużycia energii u kilku dużych odbiorców. Trudniej zaś skoordynować zmniejszenie zużycia w energii wśród kilkunastu bądź kilkudziesięciu rozproszonych mniejszych firm. Może się więc okazać, że zareagowanie na ograniczenie poboru mocy będzie problemowe – wskazuje mec. Kacper Skalski. Ekspert radzi więc szukać nowych technicznych sposobów poradzenia sobie z problemem. Tak jak przykładowo niektóre spółki myślą o wykorzystaniu technologii blockchain – to rozwiązanie bardzo pomocne i relatywnie niedrogie do wdrożenia.

Jaki agregat
Ważnym pytaniem jest to, czy małym i średnim przedsiębiorcom opłacać będzie się uczestnictwo w agregatorach DSR. Rynek potencjalnie zainteresowanych szacuje się na dziesiątki tysięcy podmiotów – od właścicieli biurowców, zarządców centrów handlowych aż po rolników. Zdaniem ekspertów – może to być dla wielu przedsiębiorców ciekawy sposób uzyskania dodatkowych funduszy.

Przedsiębiorcy muszą jednak pamiętać, że deklarując świadczenie usługi DSR, będą zobowiązani w przyszłości dotrzymać zobowiązań po wygranej aukcji. Tak więc trzeba się liczyć z tym, że jeśli dojdzie do sytuacji zagrożenia – trzeba będzie wykonać zobowiązanie redukcyjne. W przeciwnym razie – grożą wysokie kary. – Przy implementacji DSR w przedsiębiorstwie należy zatem zachować zdrowy rozsądek. Przy nieodpowiednim dobraniu mocy możliwych do zredukowania na dłuższą metę mogą ucierpieć niektóre procesy produkcyjne – zwraca uwagę Mateusz Kania z kancelarii Olesiński i Wspólnicy sp. k.

Mecenas Kacper Skalski dodaje, że usługa DSR na pewno nie stanie się dla przedsiębiorstw główną formą biznesu. Natomiast na pewno dla tych, którzy elastycznie potrafi ą zarządzać swoim zużyciem, będzie atrakcyjną formą dodatkowych dochodów z rekompensat DSR i jednocześnie optymalizacji kosztów energii.

Powstaje jednak pytanie, czy przedsiębiorcy powinni dołączyć do agregatorów posiadających ugruntowaną pozycję na rynku, czy też szukać swojego miejsca w nowo powstałych strukturach. – Jeżeli podmioty takie jak Enspirion zaoferują warunki biznesowe, które będą nie do przebicia przez mniejszych agregatorów, to na rynku pojawi się monopol – mówi radca prawny Kacper Skalski. Ekspert uważa jednak, że taka sytuacja nie będzie trwać jednak długo. – Rynek rządzi się własnymi prawami i z czasem konkurencja może zaoferować ciekawsze warunki lub niższe koszty dla przedsiębiorców. Tak jak to zwykle bywa w warunkach normalnego rynku konkurencji – dodaje mec. Skalski. Zwłaszcza że małe podmioty mogą nie mieć wyjścia i będą musiały wręcz poszukiwać mniejszych agregatorów.

– Duże agregaty mogą nie być zainteresowane współpracą z mniejszymi, chociażby ze względu na wysokie koszty transakcyjne związane z zarządzaniem wieloma podmiotami czy potencjalnie niewielką korzyścią wynikającą z takiego współdziałania (nieznaczny udział małych podmiotów w redukcji zużycia energii dużego agregatu) – twierdzi dr hab. Zbigniew Karaczun, prof. SGGW, ekspert Koalicji Klimatycznej. Dodaje, że część drobnych firm może być zainteresowana współpracą z dużymi agregatorami, jako że ze względu na skalę zużycia energii, mają większe szanse na zwycięstwo w aukcjach.