Spółki bez kapitału: czy jeśli będą legalne, staną się bezpieczne

Zaplanowana przez resort sprawiedliwości zmiana kodeksu spółek handlowych wprowadzająca spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością z kapitałem zakładowym za złotówkę i z udziałami beznominałowymi ma ułatwić działanie przedsiębiorcom. Może być jednak niebezpieczeństwem dla rynku – ostrzegali uczestnicy debaty DGP

Po raz kolejny zastosowano szczególny sposób stanowienia prawa, polegający na dzieleniu rządowych projektów ustaw i wnoszeniu ich po części do Sejmu jako poselskie. Czy sądzicie panowie, że tak samo stanie się z odłożoną na chwilę na półkę częścią zmian kodeksu spółek handlowych zawierającą regulacje spółki z o.o. za złotówkę i z udziałami beznominałowymi.

Prof. Stanisław Sołtysiński
To nie ma żadnego znaczenia, jak projekt ustawy jest przeprowadzany przez Sejm. Oczywiście każda istotna zmiana musi być przedmiotem obrad Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Nie ma to jednak związku z kontrowersjami, jakie budzi spółka bez znaczącego kapitału zakładowego czy z udziałami beznominałowymi.

Prof. Andrzej Kidyba
A czy nie chodzi o to, że przy tej szczególnego rodzaju szybkiej ścieżce legislacyjnej nie są potrzebne konsultacje międzyresortowe, które tyle krwi psują twórcom kontrowersyjnych projektów.

Jerzy Kozdroń
Zgodnie z przyjętym harmonogramem prac nad projektem nie byłoby problemu z przyjęciem ustawy w rządowym procesie legislacyjnym, gdyby nie wątpliwości, które pojawiły się w związku z opodatkowaniem udziałów w spółce beznominałowej. Problem ten nie mógł zostać rozwiązany szybko, co zablokowałoby prace nad całym projektem. Dlatego musieliśmy wydzielić regulacje dotyczące spółki jawnej i komandytowej i tę część procedować osobno. Gdybyśmy tego nie zrobili, istniało ryzyko, że stracimy unijne środki w kwocie ok. 18 mln zł.
Ale czy nie było o tym wcześniej wiadomo i czy w ten sposób nie tworzy się niebezpieczny precedens?

Jerzy Kozdroń
Nie wolno mówić o precedensie! Tu liczy się cel. Pieniądze z Unii i ułatwienia dla spółek osobowych.

Prof. Józef Frąckowiak
A czy nie umyka panu z pola widzenia, że obecna nowelizacja da spółkom jawnym i jej pochodnym równie niewiele korzyści, co reforma z 2008 r.? Przecież z powodu likwidacji obowiązku ujawniania w Krajowym Rejestrze Sądowym spółek cywilnych prowadzących przedsiębiorstwo w wielkim rozmiarze spółki jawne powoli wymrą. Ich miejsce zajmie właśnie monstrualna spółka cywilna. I znów, tak jak na początku lat dziewięćdziesiątych, przestanie ona być formą prowadzenia małych interesów na lokalną skalę. W ten sposób zagwarantowano odejście od systemu tej samej miary, co planowane wtłoczenie udziałów bez wartości nominalnej w ramy tradycyjnej konstrukcji sp. z o.o.

Prof. Andrzej Kidyba
Wróciłbym jednak do sposobu stanowienia prawa. Skoro tym razem tak łatwo poszło, i to w odniesieniu do dwóch ustaw – bo zarówno zmiany kodeksu spółek handlowych, jak i nowelizacji ustawy o Krajowym Rejestrze Sądowym – to skąd można mieć pewność, że ktoś znowu nie ulegnie pokusie? Przecież w ten sam sposób będzie można wprowadzić i te rozwiązania, które budzą powszechny sprzeciw.

Prof. Stanisław Sołtysiński
Jaki powszechny? Nie ma żadnego sprzeciwu ze strony organizacji przedsiębiorców, nie wspominając o Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego i ostatnio Radzie Legislacyjnej. A może ludzie robiący interesy wyrażają tylko cichą zgodę na uzyskanie nowego sposobu przerzucania ryzyka gospodarczego na kontrahenta?

Prof. Michał Romanowski
Nie, ponieważ każda ze spółek raz jest dłużnikiem, raz wierzycielem.
Co się jednak stało, że pan profesor – twórca kodeksu spółek handlowych z 2000 r. – jeszcze kilka lat temu bronił kapitału zakładowego, podkreślając, że przedsiębiorca, nie wnosząc go, nie miałby nawet na rozpoczęcie działalności gospodarczej, a teraz stał się najzagorzalszym jego przeciwnikiem?

Prof. Stanisław Sołtysiński
Po pierwsze, od tamtego czasu rozwinąłem się, a po drugie, obserwuję, co mają do zaoferowania inni ustawodawcy. Poza tym, dopóki kapitał zakładowy był na poziomie 50 tys. zł, dopóty miał jakiś sens. Po obniżeniu do 5 tys. zł nie gra już żadnej roli.
Obniżka wymaganego przez ustawę kapitału zakładowego nastąpiła sześć lat temu. Panów rękami. Czy w takim razie nie działacie nielojalnie wobec adresatów kodeksu spółek handlowych? Przecież najpierw świadomie okaleczyliście zasadę, a teraz mówicie, że w takiej formie instytucja pozbawiona jest racji bytu.

Prof. Michał Romanowski
Do działań podstępnych nie przyznajemy się. Sama instytucja kapitału zakładowego została sześć lat temu zachowana, choć prawda, że rząd podjął wówczas decyzję o obniżeniu ustawowego minimum do 5 tys. zł bez głębszego uzasadnienia. Tym bardziej że komisja kodyfikacyjna wskazywała, że redukcji obowiązkowych kwot powinno od razu towarzyszyć wprowadzenie testu wypłacalności i innych zabezpieczeń wierzycieli. Dziś również proponujemy model alternatywny. Kto chce, pozostanie przy starym modelu.
Amatorzy nowych zasad zawiążą spółkę z udziałami beznominałowymi.
Nie jesteśmy więc nielojalni wobec przedsiębiorców.

Prof. Stanisław Sołtysiński
Poza tym wcześniej nie było żadnych doświadczeń europejskich wskazujących, że rezygnacja z kapitału zakładowego jako instytucji gwarancyjnej ma sens, dopóki nie zrobiono tego w kilku państwach. Nie wiedzieliśmy, gdzie szukać lepszych rozwiązań pozwalających osiągnąć ten sam cel. W ostatnich latach obniżenie minimalnego kapitału zakładowego nastąpiło nie tylko we Francji, lecz także w kilku innych państwach na Zachodzie. Trzy miesiące temu drastyczną obniżkę kapitałowego minimum do jednej korony wprowadzili również Czesi.
Czy społeczny dowód słuszności, czyli metoda polegająca na obserwowaniu innych i czynieniu tego samego, może być podstawowym argumentem przy stanowieniu prawa?

Prof. Tomasz Siemiątkowski
Tak. Może być kluczowym argumentem. Doświadczenie obejmujące zarówno proces tworzenia prawa, jak i jego treść oraz skutki obowiązywania jest nie do przecenienia. Oczywiście trzeba przy tym uwzględniać warunki, w jakich kształtują się regulacje u innych, i konfrontować je z naszymi. Nie wolno przeszczepiać obcych rozwiązań bezkrytycznie. Niemniej mechanizm działa. I to we wszystkie strony. Nie zapominajmy, jak to było w okresie międzywojennym ubiegłego wieku, kiedy kształtowało się polskie prawo spółek. Wówczas przyglądali się naszym pracom Szwajcarzy, ponieważ reformowali swój kodeks zobowiązań, w którym uregulowane jest ich prawo handlowe.

Prof. Józef Frąckowiak
Przyglądając się obcym wzorom, powinniśmy również pamiętać, że w Polsce nie mamy żadnych powodów, by tworzyć spółki bez kapitału zakładowego. A na dodatek beznominałowe. Niemcy mieli taką potrzebę, ponieważ działało u nich 200 tysięcy spółek prawa angielskiego. Musieli więc jakoś ten problem obchodzenia prawa krajowego rozwiązać. Dlatego powiedzieli: robimy spółkę za jedno euro, ale nie będzie to ta, którą wszyscy znają. To będzie nowa konstrukcja. Jej istota polega na tym, że jest to typ spółki działający pod wskazującą na odrębność firmą, w której, dopóki kapitał jest niższy od 25 tys. euro, zysk musi być odprowadzany na kapitał zapasowy. Dzieje się tak do momentu, w którym osiągnie on 25 tys. euro. Dopiero wtedy taki przedsiębiorca może zostać przekształcony w zwykłą spółkę z o.o. I to jest prawdziwe otwarcie systemowe z jednoczesnym zabezpieczeniem pewności obrotu. A jeśli chcemy ulg i korzystamy ze wzorów anglosaskich, to zastosujmy zasadę wpłacania kapitału na żądanie spółki, czyli paid-up capital. Tyle że w naszych warunkach wydaje mi się to chybione, ponieważ mimo deklaracji wspólników niejednokrotnie trzeba by było uciekać się do pomocy komornika, żeby wyegzekwować należność. Wreszcie nie darmo to w krajach anglosaskich powstała teoria przebicia zasłony korporacyjnej, czyli pominięcia – w sytuacji nadużycia formy prawnej spółki kapitałowej – odrębności wspólnika w stosunku do spółki. Coś za coś.

Wojciech Łukowski
U nas dlatego niemal nie spotyka się tej metody docierania do majątku wspólnika spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, że mamy w zamian odpowiedzialność członków zarządu za zobowiązania spółki.
Gdy chodzi o spółki beznominałowe, panowie projektodawcy podają chętnie przykład Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych.
A przecież panują tam zupełnie inne systemy prawa. Czy w takim razie tworzymy w Polsce prawo dla naszych przedsiębiorców, bo oni tego potrzebują, czy legislatorzy powodowani są innymi argumentami?

Prof. Stanisław Sołtysiński
Zmianę tworzymy niewątpliwie dla polskich przedsiębiorców, ale też i dla innych podmiotów. Mamy przecież do czynienia z gospodarką globalną. Dlatego zamykanie oczu na osiągnięcia innych systemów, gdzie takie rozwiązania dobrze funkcjonują, jest niewłaściwe. Cudze pozytywne doświadczenia są ważniejsze niż to, co wymyślają profesorowie w zaciszu gabinetów.

Prof. Józef Frąckowiak
A ja mam wrażenie, że planowana reforma spółki z o.o. wpisuje się w ciąg zmian k.s.h. i KRS, spowodowanych niekorzystnymi wynikami Polski w zagranicznych rankingach dotyczących dostępu do biznesu. Stąd zapewne te nerwowe ruchy związane z jednym okienkiem, wzorami umów, elektronicznie wypełnianymi formularzami. Tymczasem, działając na pokaz, nie robimy tego, co najpotrzebniejsze. Ciągle mamy i rejestr przedsiębiorców, i ewidencję działalności gospodarczej. Po co? Poza tym oba elementy reformy kapitału zakładowego sprowadzające się do jego braku można uważać za ułatwienie jedynie dla przedsiębiorcy, który jest prawnikiem. A to tak, jakby wymagać od kierowcy autobusu, żeby umiał prowadzić samolot.

Prof. Andrzej Kidyba
Nie jest też prawdą to, co pomysłodawcy polskiej spółki beznominałowej piszą w uzasadnieniu projektu. Taka konstrukcja nie działa w wielu miejscach, w tym także w Holandii czy we Francji. Ani holenderska BV nie ma udziałów beznominałowych, ani francuska S. A. R. L.

Prof. Stanisław Sołtysiński
Oczywiście ani jedna, ani druga z tych spółek udziałów beznominałowych nie mają. Ale pozostaje przykład Finlandii, która pierwsza w Europie wprowadziła spółkę beznominałową z wielkim powodzeniem. Tyle że tam taka możliwość dotyczy spółek nowo zakładanych. Drugim państwem na Starym Kontynencie, które podjęło udany eksperyment, jest Portugalia. I co najważniejsze – nasi przedsiębiorcy nie mają obaw.

Prof. Michał Romanowski
Nie mają, ponieważ mogą wybierać. Ten, kto nie będzie dobrze rozumiał konstrukcji pośredniej, która ma być zmieszaną tradycyjną spółką z o.o. z kapitałem zakładowym z tą z udziałami bez wartości nominalnej, nie powinien z niej korzystać.
Przecież nie chodzi o to, czy przedsiębiorca ma możliwość zawiązania spółki z udziałami beznominałowymi. Spór toczy się o bezpieczeństwo obrotu, czyli o to, czy kontrahenci nowego rodzaju spółki, w dodatku w żaden sposób dodatkowo nieoznaczonej, będą chronieni przed potencjalną nieuczciwością. Kimkolwiek sami są.

Prof. Józef Frąckowiak
Wszyscy przedsiębiorcy, którzy są tak bardzo za – w co nawet wierzę – godzą się, nie wiedząc, co jest w środku proponowanej konstrukcji. Nie mają pojęcia, na co mogą być narażeni. W Polsce nadal nie ma przecież tradycji i etyki biznesu. Ludzie nie zaczynają interesów, żeby ciężką pracą, po 20 latach, uzyskać stabilne, choć nawet niewysokie dochody dla siebie i rodziny. Nawet ostatnio ujawniony sposób działania posłów różnych opcji politycznych pokazuje, że wielu myśli tylko, jak wykorzystać sytuację, żeby uzyskać jak najwięcej kosztem innych. A wy, panowie pomysłodawcy spółki beznominałowej wklejonej w ramy tradycyjnej spółki z o.o., dajecie takim ludziom legalny oręż. Mówienie o rozsądnym przedsiębiorcy, który nie wpuści do spółki osoby, która w krytycznej sytuacji naobiecuje złote góry, a potem w nieoczekiwanym momencie wycofa się z pieniędzmi, to jest jak opowiadanie o racjonalnym kliencie Amber Goldu. Jestem przekonany, że po reformie znajdzie się wielu, którzy nadzieją się na nowy system, bo będą myśleli, że musi być bezpieczny, skoro jest legalny. Z drugiej strony pojawią się doskonale poinformowani o słabościach konstrukcji ci, którzy umiejętnie wykorzystają naiwnych. Dlatego zadziwia mnie, że taki wynalazek jak spółka beznominałowa – i to na pierwszy rzut oka nie do odróżnienia od tradycyjnej – ma powstać w Polsce. Przecież w Holandii przez trzy lata dwa uniwersytety bardzo dokładnie sprawdzały ten system. Na końcu okazało się, że sensowne wprowadzenie go wymagałoby tak rozległej reformy prawa finansowego – żeby to było bezpieczne – że odstąpiono od realizacji pomysłu.

Wojciech Łukowski
Przecież ani zarejestrowanie spółki z o.o. w obecnym modelu, ani w proponowanym, bez kapitału zakładowego, z udziałami beznominałowymi i koniecznością prowadzenia testów wypłacalności, o niczym nie przesądza na wieczne czasy. Dziś również – wobec braku konieczności weryfikacji wkładów rzeczowych w spółkach z o.o. – istnieje niebezpieczeństwo, że na rynku działają przedsiębiorcy bez żadnych zabezpieczeń wypłacalności. Mimo że teoretycznie z dużym kapitałem zakładowym. W tej sytuacji nietrudno o argument: zaufałem spółce, bo ma wysoki kapitał. Po reformie wyobrażam sobie natomiast skargi: uwierzyłem w składany w rejestrze zgodnie z wymaganiami prawa test wypłacalności.

Prof. Andrzej Kidyba
Mnie niepomiernie razi powtarzany przez autorów uzasadnienia projektu argument, że oznaczenie spółki beznominałowej czy mieszanej to stygmatyzacja. To demagogia. Przecież kontrahent musi wiedzieć, z kim rozmawia i zawiera umowy. Ta obawa przed pokazywaniem wszystkim, że mają do czynienia ze specyficzną formą prawną, nierozerwalnie wiąże się z wrzuceniem wszystkiego do jednego worka. Po co?

Prof. Stanisław Sołtysiński
Nie ma potrzeby specjalnie oznaczać spółek z udziałami beznominałowymi dlatego, że 80 czy nawet 90 proc. regulacji obydwu typów – starego i nowego – jest identyczne.

Prof. Andrzej Kidyba
Ale problemem jest ta niewielka procentowo, lecz znacząca merytorycznie część różna. Spieramy się przecież o przejrzystość rynku i uczciwość wobec kontrahentów, czego wymaga nie tylko zdrowy rozsądek, ale i prawo krajowe, a także Unii. Dlatego nie bagatelizowałbym problemu.

Prof. Michał Romanowski
Przecież idea nowej spółki polega na podniesieniu bezpieczeństwa obrotu. Nie będzie w niej bowiem można rozporządzić aktywami, jeśli po takiej operacji przedsiębiorca nie miałby środków na zaspokojenie wierzycieli. Każdy, kto otrzymałby wypłatę z naruszeniem tej zasady, musiałby zwrócić pieniądze. Członkowie zarządu ponosiliby wraz z takim wspólnikiem osobistą odpowiedzialność za zwrot bezprawnie przekazanej kwoty. Poza tym wypłata wbrew wskazaniom testu wypłacalności narazi członków zarządu na odpowiedzialność cywilną na ogólnych zasadach i na odpowiedzialność karną. Czy to mało?

Prof. Józef Frąckowiak
Mało. Test wypłacalności będzie tylko oświadczeniem wiedzy, więc jak będzie można bez problemów udowodnić, że składający je mijał się z prawdą? Największe niebezpieczeństwo widzę jednak w możliwości gorzej kontrolowanego niż do tej pory umarzania udziałów. To może być furtka, przez którą wymknie się nieuczciwy wspólnik, który obejmie udziały beznominałowe tylko po to, by opuszczając przedsiębiorcę, zabierać sumę odpowiadającą ich wartości rynkowej. Zrobi to w chwili dobrej koniunktury, ale tuż przed jej załamaniem. Wówczas reszta wspólników i kontrahenci zostaną z upadłością przedsiębiorcy.

Prof. Stanisław Sołtysiński
Moim zdaniem w spółce z udziałami beznominałowymi majątek niezbędny do zaspokojenia roszczeń wierzycieli jest lepiej chroniony niż obecnie, w klasycznym modelu spółki z o.o. Jeśli jednak się mylę, to poprawimy to.

Wojciech Łukowski
Czy panom nie ucieka z widoku to, że spółka zawsze ma wierzycieli, a idealny model, w którym blokujemy pieniądze na pokrycie wszystkich zobowiązań, w praktyce rynkowej istnieć nie może? Znamy przecież dziś sytuacje, w których wyprowadzane są pieniądze ze spółki nawet bez wypłat na rzecz udziałowców, bo np. na wynagrodzenia osób pracujących w spółce. Tyle że sposoby zapobiegania temu też stają się coraz odważniejsze. Widziałem próbę zastosowania skargi pauliańskiej (powództwo, którego treścią jest żądanie uznania czynności prawnej za bezskuteczną w stosunku do wierzyciela, którego sytuacja pogorszyła się wskutek jej dokonania – red.) nawet do uchwały umarzającej udziały.

Prof. Tomasz Siemiątkowski
No właśnie. Projekt nowelizacji k.s.h. zapobiega wypłacie ukrytych dywidend. Zakłada, że wartość świadczeń spełnianych przez spółkę na rzecz wspólników i podmiotów powiązanych lub pozostających z nią w stosunku dominacji lub zależności z innego tytułu niż prawa udziałowe nie może przekraczać wartości godziwej otrzymanego wzajemnie przez spółkę świadczenia. Poza tym wszystkich pól potencjalnych nadużyć nie zlikwidujemy. To zaś, co wśród zmian proponuje się dla spółki beznominałowej, czyli m.in. test wypłacalności, to wcale nie mało. Uważam więc, że nie będzie mniej bezpiecznie niż teraz. A to, że rozwiązania przyjazne dla biznesu wpływają na międzynarodowe rankingi, co z kolei obniża koszt pozyskiwania kapitału przez spółki, to chyba nic złego.

Prof. Andrzej Kidyba
„Więcej, szybciej i taniej” odmieniacie panowie przez wszystkie przypadki. A mnie niepokoi ta presja statystycznego lobby. Mamy zbyt mało danych, żeby ocenić, czy np. skądinąd użyteczna spółka z o.o. rejestrowana elektronicznie, czyli mówiąc potocznie S24, dała spodziewane oszczędności czasu i pieniędzy. Jednocześnie zapominamy, że za granicą, gdzie szukamy wzorów, są również mało rewolucyjne, ale za to bardzo użyteczne wzory. W Niemczech sam przedsiębiorca albo notariusz pisze wniosek o wpis do sądu rejestrowego. Tam program komputerowy przekłada go na postanowienie sądu, a sędzia lub referendarz tylko sprawdza, czy nie zaszła jakaś pomyłka. To dopiero jest prawdziwa oszczędność czasu i ludzkiego wysiłku.

Wojciech Łukowski
Wielokrotnie zwracałem uwagę, że można zautomatyzować wiele wpisów i sprawić, że sądy rejestrowe przestaną wykonywać zbędną pracę polegającą na przepisywaniu dokumentów przesłanych przez sądy upadłościowe, cywilne czy przez komorników. Najważniejsza wydaje mi się jednak koncepcja rejestru. Jeśli ma on cokolwiek gwarantować, trzeba zerwać z fikcją polegającą na założeniu, że sędziowie mogą wszystko sprawdzić. W KRS mamy 300 tys. spółek, a nie jak przed II wojną światową 11 tys. podmiotów łącznie ze spółdzielniami. Wtedy było powszechnie wiadomo, czyje weksle idą do protestu. Dziś w każdej chwili może pojawić się spółka taka jak Amber Gold, w wypadku której ktoś coś przeoczył. Ale nie ma się na co zżymać, bo tak na razie musi być. Cieszę się natomiast z rzeczy pozornie błahej. Otóż inkryminowana nowelizacja wprowadza konieczność wpisywania informacji o końcu roku obrotowego i sprawozdaniach finansowych. Wskutek tego automat zapewni sądowi rejestrowemu informacje, czy sprawozdanie finansowe zostało przez spółkę złożone, czy nie. To naprawdę wielki krok naprzód.
W zasadzie zgodzili się panowie co do tego, że rezygnacja ze znaczącego kapitału zakładowego jest możliwa, choć pod określonymi warunkami. Czy zatem dopuszczają panowie modyfikację projektu, który nie trafił jeszcze do Sejmu? Czy może należy go uznać za zamknięty?

Prof. Stanisław Sołtysiński
Wszystko, co jest zamknięte, może być otwarte. Trzeba być jednak realistą. Sądzę, że można się jeszcze zastanowić, czy rzeczywiście w nowym modelu udziały można umorzyć zbyt łatwo, czy wprowadzić lepsze oznaczenie spółki z kapitałem udziałowym i czy ochrona przed nielojalnym działaniem wspólnika jest zbyt słaba. Odpowiedź na te pytania wymaga jednak kolejnej analizy projektu. Zmiana projektu na tym etapie wymagałaby bardzo przekonujących argumentów. Niebezpieczeństwo widzę w gorzej kontrolowanym umarzaniu udziałów. To furtka dla nieuczciwego wspólnika

Panel prowadziła i przygotowała relację Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk Zdjęcia Wojciech Górski

PROF. STANISŁAW SOŁTYSIŃSKI Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu
PROF. JÓZEF FRĄCKOWIAK Uniwersytet Wrocławski, sędzia Sądu Najwyższego
PROF. ANDRZEJ KIDYBA Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie
PROF. MICHAŁ ROMANOWSKI Uniwersytet Warszawski
WOJCIECH ŁUKOWSKI sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu
PROF. TOMASZ SIEMIĄTKOWSKI Szkoła Główna Handlowa w Warszawie i Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
JERZY KOZDROŃ sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości