Ile zabezpieczeń jednego kredytu

Rzeczpospolita, dr Marcin Olechowski

Nadmierna łatwość w dekretowaniu sprzeczności z zasadami współżycia społecznego może prowadzić do naruszenia podstawowej wartości, jaką jest pewność prawa – uważa doktor prawa, adwokat, partner w kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak, adiunkt w Instytucie Prawa Cywilnego WPiA UW

Autor artykułu „Ile zabezpieczeń jednego kredytu” („Rz” z 22 – 23 sierpnia) uważa, że tzw. nadzabezpieczenie kredytu narusza zasady współżycia społecznego. W konsekwencji nadmierne zabezpieczenia, a niekiedy i sama umowa kredytu, są nieważne.

Wysunięte w artykule propozycje przypominają jednak próby leczenia dżumy cholerą. Postulowana nieważność umowy kredytu (bądź części zabezpieczeń) najczęściej prowadziłaby bowiem nie tyle do uwolnienia zdolności kredytowej przedsiębiorcy, ile do konieczności natychmiastowego zwrotu kredytu, co z reguły skutkowałoby upadłością kredytobiorcy. Przy powszechności zjawiska nadzabezpieczenia groziłoby to także zachwianiem płynności systemu bankowego.

Zgadzam się, że praktykom kredytowym banków można niekiedy zarzucać nadmiar ostrożności. Tok rozumowania autora zdaje się jednak popadać w przeciwną skrajność: nadmiar śmiałości. (…)

Ostrożnie z nierównowagą

Nie przekonują też przesłanki, z których autor stara się wywieść ewentualną sprzeczność nadzabezpieczenia z zasadami współżycia społecznego.

Trudno w ogóle mówić o nierównowadze (nieekwiwalentności) świadczeń, gdy kredytobiorca udziela zabezpieczenia. W każdym bowiem wypadku maksymalną granicę zaspokojenia banku wyznacza jego wierzytelność. Korzyść, jaką bank uzyskuje wskutek wielości zabezpieczeń, jest jedynie potencjalna. Zaktualizować się może dopiero na etapie egzekucji (zaspokojenia). Ale wtedy, niezależnie od tego, ile zabezpieczeń zostanie ustanowionych na zabezpieczenie jednego kredytu, bank i tak nie będzie mógł wyegzekwować więcej, niż wynosi jego wierzytelność.

Poza tym nawet gdyby można było mówić o nierównowadze świadczeń, to wysoce wątpliwy jest wniosek, że taka nierównowaga (nawet rażąca) sama w sobie narusza zasady współżycia społecznego. Dowodzi tego regulacja wyzysku (art. 388 k.c.). Przepis ten reguluje właśnie sytuację rażącego naruszenia równowagi – i to w szczególnie nagannych okolicznościach, gdyż wyzyskaniem przymusowego położenia, niedołęstwa czy niedoświadczenia drugiej strony. Jednak nawet w takich szczególnych sytuacjach ustawodawca nie tylko nie nakazuje nieważności umowy, ale wręcz ogranicza możliwość jej korekty dwuletnim terminem zawitym. Przyjęcie tezy autora wymagałoby albo uznania, że art. 388 k. c. jest zbędny, albo zaakceptowania kuriozalnej sytuacji, w której profesjonalista byłby bardziej chroniony niż niedołężny starzec.

Dokonując oceny, czy w świetle art. 58 § 2 k.c. zachodzi sprzeczność z zasadami współżycia społecznego, należy ponadto uwzględniać ogół wartości realizowanych przez system prawny (a to m.in. ze względu na uzupełniającą rolę zasad współżycia społecznego). Tymczasem nie ulega wątpliwości, że wśród wartości tych znajduje się ochrona wkładów powierzanych bankom (art. 50 ust. 2 prawa bankowego). Zabezpieczenia kredytu służą zaś właśnie ochronie depozytów (w ostatecznym rozrachunku to z depozytów ludności banki finansują akcję kredytową). Trudno więc dopatrzyć się naganności w tym, że banki działają ostrożnie, żądając większej ilości zabezpieczeń. Tym bardziej że takiej ostrożności wymaga od nich nadzór finansowy, który zaleca bankom dążenie do sytuacji nadzabezpieczenia (por. szeroko dyskutowane w prasie rekomendacje S i S (II) wydane przez Komisję Nadzoru Finansowego w 2008 r.). (…)

Ostrożnie z legislacją

Powyższe względy przemawiają także przeciwko interwencji legislacyjnej. Jest przy tym wysoce wątpliwe, czy w ogóle można w sposób adekwatny i sensowny z góry określić maksymalne progi zabezpieczenia w tak złożonej materii jak kredytowanie przedsięwzięć gospodarczych, które prezentują przecież bardzo różne poziomy ryzyka. Tym bardziej że regulacja taka wymagałaby konstruowania jakiegoś swoistego prawa do kredytu, do czego po prostu brak racjonalnego uzasadnienia w warunkach gospodarki rynkowej.

Podsumowując, odpowiedź na tytułowe pytanie: „ile zabezpieczeń jednego kredytu?” powinna zostać pozostawiona – tak jak dotychczas – samym stronom transakcji kredytowej.

Czytaj cały artykuł na stronach dziennika „Rzeczpospolita”